Z wielką radością informuję, że Natalia Majka, uczennica klasy gimnazjalnej 3a, zdobyła I miejsce w IX Wojewódzkim Konkursie Literackim „Wędrówki szlakiem wartości”, zorganizowanym przez Fundację Pax et Bonum. Finałowa gala odbędzie się 29 maja.
Bardzo serdecznie gratuluję!
Wanda Jełowicka
Zapraszam do lektury:
Miasto świateł
Siedzę bez celu i wpatruję się w ostatnią działającą latarnię. Jej blednące światło przygasza i ponownie się rozpala. Zamiast szukać kolejnej latarni czekam, aż ta zgaśnie. Silny wiatr rozwiewa moje włosy. Kiedy patrzę w ciemność, która mnie otacza, do oczu napływają mi łzy. Jak mogłam znaleźć się w tak beznadziejnej sytuacji? Chciałam krzyczeć, żeby czerń nie zbliżała się do mnie. Ale jedyne co zrobiłam, to zamknęłam oczy i czekałam, aż nadejdzie całkowita ciemność. Nagle poczułam niewinne szarpnięcie. Spojrzałam w dół i ujrzałam na wielkie, wesołe oczy dziecka.
– Przepraszam, pani się zgubiła? – zapytała dziewczynka.
Ukucnęłam i dostrzegłam w jej ręku małą, różową latarkę.
– Skąd ją masz? – zapytałam.
Bardzo chciałabym mieć taką samą. Nie musiałabym się wtedy bać ciemności.
– Ja też się kiedyś zgubiłam – powiedziało dziecko.– Mogłybyśmy razem poszukać twojej mamy.
Zobaczywszy moją zdziwioną minę dodała:
– Masz ją prawdą?
Odkąd pamiętam tkwiłam wpatrzona w gasnącą latarnię, bojąc się podjąć jakiekolwiek działanie, by poczuć odrobinę spokoju. Byłam nieszczęśliwa i smutna, ale zdałam sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy spojrzałam w ciepłe i wesołe oczy dziewczynki. Teraz stałam obok niej i bardzo chciałam coś zmienić.
– Choć pójdziemy szukać innych – powiedziała i chwyciła mnie za rękę.
Jej latarka oświetlała nam drogę. Świeciła mocniej niż moja latarnia. Zaczęłam się zastanawiać, jak taka mała rzecz może swoim światłem przyćmić tak dużą latarnię.
Podczas drogi dziewczynka radośnie opowiadała o cudownych prezentach, jakie ostatnio dostała. Były różne, ale każdy tak samo ją uszczęśliwiał. Niektóre były skromniejsze, inne bogatsze, ale wszystkie miały dla niej taką samą wartość. I nigdy nie wiedziała, co, kiedy i od kogo dostanie.
Poczułam powiew zimna i ujrzałam taflę wody. Zbliżałyśmy się do morza. Nagle usłyszałam szelest, a zaraz potem zobaczyłam snop światła. Drgnęłam przestraszona, ale dziewczynka pokrzepiająco ścisnęła moja dłoń. Podszedł do nas stary rybak ubrany w łachmany. W ręku trzymał podobną latarkę, jaką miała dziewczynka. Rzucała mocne, ale przyjemnie ciepłe światło.
– Mogę panienkom w czymś pomóc? – zapytał z uprzejmym uśmiechem.
Dziewczynka śmiało odpowiedziała:
– Moja przyjaciółka się zgubiła, bardzo chciałaby dotrzeć do miasta.
Rybak bez wahania zaproponował swoją pomoc. Zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób chce nam pomóc, skoro nie stać go nawet na porządne ubranie.
– Mam starą łódkę– powiedział rybak.– Mógłbym was przewieźć na drugą stronę.
– Dziękuję, to miło z pana strony – odpowiedziała dziewczynka, idąc za rybakiem.
Zawahałam się, kiedy zobaczyłam tę „łódkę”. Była mała, a na jej dnie zauważyłam kilka dziur.
Dziewczynka i rybak wskoczyli do łódki i czekali na mnie. Nie chciałam zostać sama w ciemnościach, więc usiadłam naprzeciwko dziewczynki.
Ruszyliśmy. Wyobraziłam sobie jak, najpierw z wolna, woda będzie się przesączać przez dziury naszej łódki, potem coraz gwałtowniej, by ostatecznie zabrać nas ze sobą. Zamknęłam oczy, chcąc uciec od tej straszniej wizji.
– Nie obawiaj się – powiedziała spokojnie dziewczynka. – Nic się nam nie stanie. Rybak nie chce naszej krzywdy, chce nam pomóc.
Usiadła obok mnie i objęła mnie mocno swoimi chudymi ramionami. Siedziałyśmy w ciszy wsłuchane w monotonne uderzenia wioseł o wodę. Mimo długiej już drogi, rybak nie wyglądał na zmęczonego. Może był stary i zaniedbany, ale widocznie miał w sobie jakąś wewnętrzną siłę. Oceniłam go po wyglądzie i majątku – nie chciałam mu zaufać, bo posiadał dziurawą łódkę…
Właśnie, dziury! Zerknęłam na nie i… zaniemówiłam. Nie zniknęły, nie naprawiły się magicznie, pozostały takie same. Ale nie przepuszczały wody! Rybak odwrócił się do mnie, uśmiechnął i spojrzał w spokojne, ciemne niebo, a jego latarka mocniej rozjaśniła naszą drogę. Zbliżaliśmy się do brzegu.
– Mówiłam ci, że prezenty dostaje się wtedy, kiedy się ich nie spodziewasz – powiedziała dziewczynka, zobaczywszy moją zdziwioną minę.
Dobiliśmy do brzegu. Dostrzegłam domy i ulice oświetlone tysiącem pojedynczych światełek. Każde z nich było tak samo ważne, razem tworzyły jakby jedno wspólne słońce. Podeszłam do rybaka i mocno go przytuliłam. Do jego ucha wyszeptałam słowo „dziękuję”. Bez niego i jego łodzi nie miałabym nawet szansy uciec od ciemności i samotności. Razem z dziewczynką stali się dla mnie cudotwórcami. Zrobili dla mnie więcej, niż ja sama dla siebie.
Gdy się odsunęłam, zobaczyłam na jego twarzy szeroki uśmiech.
– Pamiętaj, proszę, panienko, że nasze latarki nigdy nie zgasną w porównaniu do wielkich latarni – powiedział rybak. – Od ciebie zależy, czy swoją w ogóle zapalisz.
– Ale ja nie mam latarki – powiedziałam zdziwiona.
– Zawsze miałaś ją przy sobie. Ty jej nie widzisz, ale widzą inni. Bo ona świeci nie dla ciebie, tylko dla innych – powiedział i odszedł.
Spojrzałam na światełko dziewczynki. Pojawiła się z nim wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałam pomocy. Gdyby nie ona, nie zaznałabym już nigdy ciepła i życzliwości. Zrozumiałam, że człowiek potrzebuje światła, by widzieć otaczający go świat. To był cud, że ona mnie znalazła. To ona jest cudem. Oświetliła mi drogę, podzieliła się swoi światłem, które sprawiło, że poczułam szczęśliwsza.
Potem popędziłam z dziewczynką do miasta. Kiedy tam dotarłyśmy, zobaczyłyśmy wszędzie szczęśliwych ludzi niosących małe, świecące jasno latarki. Chłopiec, nieco starszy od mojej towarzyszki, pomagał nieść zakupy staruszce. Na ławce siedziały dwie roześmiane dziewczyny. Alejką szła matka z wesołym czterolatkiem. Wszyscy byli różni, ale łączyła ich jedna rzecz – dzielili się światłem swoich latarek. Wystarczył tylko prosty gest, miłe słowo, ciepły uśmiech, a od razu ich latarki świeciły mocnym, przyjemnym światłem. Roześmiałam się – byłam otoczona przez zwykłych cudotwórców, którzy zbudowali inny lepszy świat po drugiej stronie morza.
Zerknęłam na dziewczynkę, również wesołą jak ja.
– I co teraz? – zapytałam. – Dokąd idziesz?
Dziewczynce roześmiały się oczy i powiedziała:
– Do mamusi – podeszła do mnie bliżej i przytuliła z całej siły. – Wiedziałam, że posiadasz latarkę. Zgubiłaś się, bo ją schowałaś. Ale jak widzisz, świata nie ujrzysz bez niej – dodała, odwróciła się i pobiegła w stronę małego domku. Poszłam jej śladem i skierowałam się do mojego domu. Nie sądziłam, że kiedykolwiek mogę tak za nim zatęsknić. Otworzyłam drzwi i od razu usłyszałam znajome śmiechy i zobaczyłam dobrze mi znane światełka. Kiedy człowiek się zgubi, potrzebuje cudotwórcy, który podzieli się z nim swoim światłem.